
Czy w dojrzałym życiu można pójść za głosem serca? Wręcz trzeba! Renata Kowalczyk z Osowej Sieni tak zrobiła i z wielkiej pasji uczyniła pracę. Miłość do pieczenia otworzyła przed nią nowe zawodowe horyzonty.
Renata Kowalczyk jest dojrzałą kobietą, żoną i matką czwórki dorosłych dzieci. Całe swoje życie przepracowała w rodzinnym gospodarstwie rolnym w Osowej Sieni. Zawsze lubiła tworzyć, miała zmysł plastyczny i artystyczną duszę. Niestety, na co dzień nie miała zbyt wielu okazji, aby się realizować. Twórczo spełniała się więc w kuchni, tworząc wspaniałe torty, babeczki i muffinki. Piekła co tydzień dla rodziny, na każde urodziny i święta.
– Sprawiało mi do wielką przyjemność – mówi Renata Kowalczyk.
Na szerokie wody
W końcu nadszedł czas, by wypłynąć na szerokie wody i pokazać swoje umiejętności światu.
– To był przypadek. W 2013 roku przygotowałam muffinki na jedną z lokalnych imprez. W jednym z czasopism zauroczyły mnie fantazyjne dekoracje, więc każdą z moich muffinek udekorowałam w inny sposób. Wykończyłam je figurkami z masy plastycznej. Zrobiły furorę, rozeszły się w ekspresowym tempie – mówi Renata Kowalczyk.
Wtedy zadziałała poczta pantoflowa i znajome panie zaczęły zamawiać u niej wypieki. Dwa lata później, w 2015 roku pani Renata wydawała za mąż syna. I wtedy zrobiła swój pierwszy wielki krok.
– Uznałam, że skoro pieczenie tak dobrze mi wychodzi, to na wesele syna powinnam sama przygotować ciasto. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, uważam, że wykazałam się wówczas nie lada odwagą. Upiekłam tort czteropiętrowy malinowo-śmietankowy i czekoladowo-wiśniowy dla 150 osób i wszystkich zachwycił, ale dziś jako ekspert mogłabym wiele w nim poprawić – uśmiecha się pani Renata.
Jest bardzo skromna, ale fakt jest taki, że nawet właściciel restauracji, w której odbywało się wesele, zapytał o autora wypieków.
Choroba ją wzmocniła
Niemal w tym samym czasie spadła na nią choroba: nowotwór piersi. Konieczna była operacja. O dziwo, nie rozpaczała i nie pytała: dlaczego ja? Zakasała rękawy i stanęła do walki.
– Nie uroniłam ani jednej łezki! Całą chorobę piekłam i się szkoliłam. To mi bardzo pomagało zarówno podczas chemio- jak i radioterapii. Zapisywałam się na szkolenie za szkoleniem. Skoro postanowiłam się rozwijać, nie chciałam marnować drogocennego czasu – wyznaje R. Kowalczyk.
Podczas szkoleń poznała takich samych, pozytywnie zakręconych ludzi, jak ona. Nadawali na tych samych falach i świetnie się bawili, tworząc figurki z masy cukrowej, masy plastycznej czy specjalnej czekolady.
– Z każdego szkolenia wracałam wzmocniona – zapewnia pani Renata.
Po leczeniu podjęła odważną decyzję, by założyć własną firmę. Zrozumiała, że nie ma powodów do strachu i w życiu trzeba podjąć ryzyko.
Z oszczędności
Kłód nie brakowało, bo okazało się, że jako rolnik nie może liczyć na żadną dotację z urzędu pracy. Wysupłała więc wszystkie swoje oszczędności i w styczniu 2017 r. założyła „Pracownię Słodkiej Babeczki”. Skąd ta nazwa?
– Bo moje wypieki są słodkie, bo ciastka, ciasteczka i torty osładzają życie. A ja lubię sprawiać ludziom radość – przekonuje pani Renata.
Po trzech miesiącach miała już na oku lokal. Na tyłach miejskiego ratusza. W urządzaniu pracowni pomogli najbliżsi. Przyszły zięć chętnie wziął się za malowanie. Wszystko ma tu klimat pudrowo-różowo-pastelowo-cukrowy. Rodem z amerykańskich reklam z lat sześćdziesiątych. Aż chce się usiąść, pałaszować i oddać wspomnieniom z dzieciństwa. Właścicielka postawiła dla gości stoliczek i kilka krzesełek.
– Piekę głównie na zamówienie, ale kiedy mam więcej czasu, robię coś na zapas – tłumaczy pani Renata.
Własna firma to duże wyzwanie i mnóstwo pracy. Nawet jeśli pani Renata nie piecze, ma w lokalu dużo pracy: sprzątanie, odkażanie lodówek, zrobienie zapasów.

– Lubię tu przychodzić. Regeneruję się w pracy! -zapewnia.
Za każdym razem, gdy otrzymuje podziękowania od klientów, rosną jej jeszcze większe skrzydła.
– Tort jest zachwycający! – to nierzadki komplement.
Mieszkanka Osowej Sieni należy do tych kobiet, które odkąd zmierzyły się z chorobą, nie boją się już żadnych wyzwań.
– Pewna para zamówiła tort pistacjowy. Nigdy wcześniej takiego nie robiłam. Zgodziłam się spróbować. Ileż było łupania pistacji! Przepisu poszukałam w sieci. Wyszło palce lizać. Kiedy nowożeńcy napisali, że spełniłam ich marzenia, poczułam się wspaniale – zdradza.
Szkolenia dla pasjonatów cukiernictwa są bardzo drogie, dlatego niektórych rzeczy właścicielka Pracowni Słodkiej Babeczki uczy się sama.
– Tak było ze słodkimi makaronikami. Dla chcącego nic trudnego – zapewnia.
Przed nią kolejne wyzwanie. Już na początku lipca br. wydaje za mąż córkę. Upiecze dla młodych nie tylko tort weselny, ale urządzi candy bar.
– Candy bary, czyli bary ze słodkościami to najnowsze trendy w cukierniczym świecie – podkreśla R. Kowalczyk.

Kiedy otwierała pracownię, inspektorzy sanitarni nie bardzo wiedzieli, jak ugryźć temat. To pierwsza taka pracownia we Wschowie. Teraz jest rozpoznawalna i ma blisko 2,5 tysiąca lubisiów na Facebooku.
Karolina Bodzińska