
Rodzina państwa Czamańskich w zeszłym roku została obdarowana Szlachetną Paczką. Zgłosił ich sąsiad. Byli zaskoczeni, ale przyjęli pomoc, bo rzeczywiście bardzo jej potrzebowali. To wspaniała i niezłomna rodzina, która swoją empatią, wrażliwością i wzajemną miłością udowadnia, że warto włączać się w tak cenną inicjatywę.
Agnieszka Czamańska, szefowa Koła Gospodyń Wiejskich w Żychlewie, nie urodziła się w powiecie gostyńskim. Pierwsze kroki stawiała w Śremie, tam też spędziła młodość i większość dorosłego życia.
– Ale w Żychlewie są moje korzenie. Na wsi u dziadków spędzałam każde lato – mówi Agnieszka Czamańska.
Kiedy babcia zmarła, pani Agnieszka wraz z rodziną przyjeżdżała na wieś w każdy weekend, by pomóc owdowiałemu dziadkowi Stanisławowi i mieszkającej z nim schorowanej cioci Annie.
– Dla nas to było naturalne, że w piątek po szkole i pracy pakujemy się i jedziemy do Żychlewa – mówi.
Przez długie lata stali w rozkroku. Jedną nogą w Śremie, a drugą w Żychlewie. W końcu mąż pani Agnieszki podjął męską decyzję.
– Albo zabieramy dziadków do siebie, ale na stałe przeprowadzamy się na wieś – oświadczył.
Czamańscy doskonale wiedzieli, że seniorzy nie będą szczęśliwi w Śremie, Ludzie, którzy przez całe życie mieszkali na wsi, w mieście w blokach czuliby się jak w więzieniu.
– Dlatego trzy lata temu postanowiliśmy przeprowadzić się do dziadka Stasia – wspomina pani Agnieszka.
Niewielkie oszczędności włożyli w remont starego domu. Przystosowali pomieszczenia do potrzeb pierworodnego Filipa, który z powodu rozszczepu kręgosłupa jeździ na wózku inwalidzkim.
– W końcu miał swoją upragnioną przestrzeń – uśmiecha się pani Agnieszka.
Filip, dziś student Wyższej Szkoły Humanistycznej w Lesznie, to twardy zawodnik. Nie użala się nad sobą, nie pyta dlaczego ja? Po prostu bierze się za bary z życiem, a uśmiech nie schodzi z jego twarzy.
– Na co tu narzekać, skoro społeczność Żychlewa i okolic tak serdecznie nas przyjęła? Mój tata biega, to jego wielka pasja. Ja też jestem aktywny, ale wiadomo, że na klasycznym wózku ciężko nadążyć na biegaczami. Dlatego przyjaciele taty z grupy biegowej Wiocha Biega postanowili sprawić mi niespodziankę i zebrali pieniądze na zakup handbike’a – specjalistycznej przystawki do wózka – relacjonuje Filip.
Wszystko układało się pomyślnie. Młodszy syn Czamańskich- Michaś doczekał się upragnionego psa, seniorzy czuli się szczęśliwi mając pełny dom i ciepły obiad, mąż pani Agnieszki codziennie dojeżdżał do pracy, a ona sama zaczęła udzielać się na rzecz lokalnej społeczności.
I nagle wszystko stanęło na głowie. We wrześniu 2018 roku u Filipa, wówczas ucznia maturalnej klasy, pojawiły się problemy ze zdrowiem.
– Coś wyrosło na ranie po dawnej operacji kręgosłupa i zaczęło pobolewać – mówi Filip.
Ostatecznie wylądował w szpitalu, a jego stan pogarszał się z dnia na dzień. Cała kość ogonową zajęła ropa. Lekarze postanowili ją wyciąć.
– W ciągu dziesięciu tygodni dziesięć razy trafiałem na stół operacyjny. Po pierwszym z zabiegów dostałem krwotoku. Było ze mną naprawdę krucho – wspomina Filip.
W tym samym czasie ciocia Anna dostała udaru, a jej organizm zaatakowała pałeczka ropy błękitnej.
– Zaczęła się walka o życie syna i cioci. Lekarze mówili, że Filip powinien zapomnieć o maturze. Nie pozwoliłam mu na to. Każdego dnia wiozłam do szpitala notatki. Widziałam, jak źle jest s synem. Psychicznie i fizyczne, ale zagrzewałam go do walki. I podjął rękawice – uśmiecha się z dumą pani Agnieszka.
W tym czasie finanse rodziny bardzo podupadły. Dojazdy do szpitala, specjalne opatrunki dla Filipa i cioci Anny, codzienne pranie pościeli… To wszystko pochłaniało tysiące złotych. Kiedy w listopadzie ubr. Filipa wypisano do domu rodzina wszystko musiała finansować samodzielnie.
I właśnie wtedy, kiedy zaczynało już brakować nawet na rachunki, odwiedził ich Grzegorz, zaprzyjaźniony sąsiad i przyznał wprost, że zgłosił ich do Szlachetnej Paczki.

– Byłam wdzięczna i skrępowana jednoczenie – mówi pani Agnieszka.
Kiedy do drzwi Czamańskich zapukały wolontariuszki, powiedzieli, że ich największą potrzebą są opatrunki, witaminy i środki czystości. Filip zapytany, o czym marzy, przyznał, że chciałby znów być w pełni sił i móc wystartować w imprezie biegowej. Do tego potrzebował jednak urządzeń siłowych. Od Szlachetnej Paczki dostał używaną siłownię. W finałowym dniu radość w tej rodzinie przeplatała się ze łzami.
Kiedy tylko lekarze pozwolili, Filip zaczął intensywnie ćwiczyć na siłowni, a w maju z powodzeniem zdał maturę. Od tego roku jest studentem WSH w Lesznie.
– Niestety, ciocia Ania odeszła od nas w sylwestrową noc – mówi pani Agnieszka.
Mimo tylu trudnych chwil Czamańscy uśmiechają się do życia, a swoją wdzięczność za okazane im wsparcie okazują pracą na rzecz lokalnej społeczności.

– Świetnie czuję się w roli szefowej Koła Gospodyń Wiejskich w Żychlewie. Mam wiele pomysłów na to, jak jeszcze bardziej zintegrować naszą społeczność. Bo serdeczne relacje między ludźmi są na wagę złota – przekonuje Agnieszka Czamańska.
Karolina Bodzińska